Rok który minął był dla mnie rokiem wojennym. Przez mój dom przewinęło się tony pomocy dla wojskowych i cywilnych na Ukrainie.
Od początku wojny zacząłem pracować z uchodźcami na Dworcu Wschodnim jako tłumacz dla burmistrza dzielnicy Zacisze. W tym samym czasie zjawili się tam Świadkowie Jehowy, którzy stali z tabliczkami z nazwą swojej organizacji. Oni sami tak siebie nazywają, nie kościół, a organizacja, przynajmniej w tym są w porządku, bo przecież Kościołem nie są. Codziennie przez dworzec przejeżdżały tłumy Ukraińców. Młode i starsze kobiety z dziećmi i z ogromną ilością bagaży. Pomagaliśmy im jak mogliśmy. Biegaliśmy z tymi torbami jak niewolnicy w Egipcie. Na to wszystko patrzyli jehowici, stojąc parami, trzymali swoje tabliczki i nigdy nikomu nie pomogli z walizami. Czasami musieliśmy jakąś samotną matkę z dziećmi przesadzić na cito z jednego pociągu na drugi, z peronu na peron. Na wschodnim nie ma wind na perony!
Dla przykładu opisze jedną rodzinę. Kilka kobiet z dziećmi miały około 30 waliz i toreb. Ogromnych toreb. Ja nawet zacząłem narzekać – po co im tyle, przecież tak się nie da podróżować. Najstarsza z nich powiedziała, że ich dom został całkowicie zbombardowany, nie zostało nawet ścian. One z gruzów powyciągały wszystko co się dało, bez żadnej logiki, tylko to co jeszcze ocalało i to wszystko co udało się powyciągać, spakowały do tych 30 toreb. Nie myślały czy się przyda, chciały mieć przynajmniej to co zostało z ich życia.
My biegaliśmy z tymi ludźmi i bagażami, a jehowici tylko patrzyli, bez emocji i wyrazu. (Tak wiem, że według ich nauki jesteśmy dziećmi szatana i taki nasz los być musi).
Szukając też kwater po całej Polsce dzwoniłem po swoich prywatnych kontaktach, prosząc o pomoc. Dzwoniłem do pastorów przede wszystkim.
Wielu z nich chcieli pomagać tylko wierzącym z naszej organizacji. Ewangeliczni Świadkowie Jehowy, tak sobie określiłem zachowanie wielu wierzących w tym czasie. Bardo dobrze ich rozumiałem, bo sam byłem podobny do nich kiedyś. Zanim poznałem łaskę, segregowałem świat na swoich i obcych, tak samo jak robią to jehowici.
Niech w Nowym Roku będzie więcej swoich i wszędzie. Swoich przez to, że tak będziemy na nich patrzeć, a nie przez to, że należą do naszej jedynie słusznej organizacji. Innymi słowy kochajmy, bo nienawidzieć już byliśmy nauczeni. Niech Łaska przemienia nas wciąż i wciąż na podobieństwo Jezusa.
