Zapomniane żródło.

Parę lat temu gościliśmy Suzette Hattingh, długoletnią współpracowniczkę ewangelisty Reinharda Bonnke’go, znanym z ogromnych zebrań w Afryce, którym towarzyszą liczne uzdrowienia i cuda. Suzette poszła w ślady swego ojca duchowego i zaczęła robić podobne zebrania przeważnie w Indonezji i w Papua. Widzieliśmy na własne oczy jak Duch poruszał się na spotkaniach w Warszawie.

Dużo rozmawialiśmy z Suzette o zdobywaniu ludzi dla Jezusa. Opowiadała o tym jakie osiągnięcia w tej kwestii maja kościoły w różnych krajach świata, a była w wielu krajach głosząc na konferencjach. Europa według niej jest na szarym końcu rozwoju kościoła. Nazwała kilka kościołów europejskich, które mają sukces na polu ewangelizacyjnym i jednocześnie nie idą na kompromis w głoszeniu ewangelii.

Kiedy zaczęliśmy rozmawiać o Polsce i trudnościach duchowych w kraju, nagle powiedziała, że powinnismy zrobić pewną rzecz. I to może pomóc przełamać duchowy zastój.

Róbcie na każdym spotkaniu kościoła Wieczerzę Pańską – powiedziała stanowczo, w swoim stylu. Znała jeden kościół w Niemczech, który w ten sposób zmienił atmosferę w mieście i ludzie zaczęli pragnąc Boga i przychodzić do kościoła. Wydało mi się to niepraktycznym i trochę niezrozumiałym. Odłożyłem ten pomysł na daleką półkę w swojej głowie. Czasami rozmyślałem nad tym zagadnieniem, ale nie miałem żadnego światła i prowadzenia od Boga.

Minęły dwa lata. I nagle temat wrócił. Zacząłem widzieć w Biblii więcej myśli na ten temat. Gdzieś usłyszałam mocne nauczanie o wieczerzy. I Bóg zaczął mi pokazywać niezgłębione bogactwa.

Kiedy Jezus ogłaszał nowe przymierze powiedział o kielichu – to jest nowe przymierze. Nie mówił, że krew którą przeleje na krzyżu będzie Nowym Przymierzem. Chociaż wiemy, że właśnie ta krew jest krwią przymierza. Ale kielich ostatniej wieczerzy nazwał przymierzem po to, byśmy 2000 lat pózniej mogli doświadczać mocy przymierza. Podnosząc kielich na każdym nabożeństwie, doświadczamy moc Nowego Przymierza, przez który zostały złamane wszystkie mocy diabelskie nad życiem wierzących.

Pewnego razu wierzący z Koryntu zapytały Pawła, dlaczego mimo naszej wiary mamy tyle chorych w kościele i wielu umarło? Takie pytanie musiało zaistnieć, bo Paweł odpowiedział na niego słowami: „dlatego miedzy wami tyle chorych…” Bowiem przystępowali do wieczerzy bez szacunku i wiary. Ja kiedyś myślałem, że dlatego, że mają tyle grzechów, dlatego dopadło ich przekleństwo jako konsekwencje ich grzechów. Ale Paweł nie określił, tego jako przyczyny chorób.

1Kor 11.25 Także i kielich, gdy było po wieczerzy mówiąc: Ten kielich jest nowy testament we krwi mojej; to czyńcie, ilekroć pić będziecie, na pamiątkę moję 26 Albowiem ilekroć byście jedli ten chleb i ten kielich byście pili, śmierć Pańską opowiadajcie, ażby przyszedł. 27 A tak, kto by jadł ten chleb, albo pił ten kielich Pański niegodnie, będzie winien ciała i krwi Pańskiej. 28 Niechże tedy człowiek samego siebie doświadczy, a tak niech je z chleba tego i z kielicha tego niechaj pije. 29 Albowiem kto je i pije niegodnie, sąd sobie samemu je i pije, nie rozsądzając ciała Pańskiego. 30 Dlatego między wami wiele jest słabych i chorych, i niemało ich zasnęło.

W. 25 – kielich jest Nowym Testamentem. Czyli decyzja, że Bóg nas uwolnił i wziął pod ochronę bez naszych wysiłków, a przez wysiłek Jezusa na krzyżu.
W. 26 – śmierć opowiadacie. W momencie śmierci rozdarta się zasłona, która jest symbolem oddzielenia nas od Boga i wszystkich jego łask.
W. 29 – slowo, które znaczy rozróżniać. Jeśli nie widzisz ciała i krwi w symbolach wina i chleba, to spożywasz niegodnie. To nie znaczy, że ty jesteś niegodny przez grzech, tylko że nie masz należytego szacunku. I grecki tekst tak to potwierdza. Słowo anaxios znaczy lekceważąc. Jeśli lekceważymy wieczerzę to mamy wiele chorych wsród nas, bo nie mamy dostępu do mocy zawartej w kielichu.

Jan Hus miał objawienie na ten temat. Właśnie symbolem Husytów został kielich otoczony przez promienie, które jakby wychodzą z niego. Historycy mówią, że przez około 100 lat Husyci nie przegrali żadnej bitwy z wojskami katolickich królów, którzy na życzenie Watykanu, chcieli spacyfikować Husycką prowincję. Wojska katolickie widząc flagi z kielichem Nowego Przymierza wpadały w panikę, a nawet zaczynały uciekać. Jeśli symbol na fladze miał taką moc, to jaką potęgę ma Sam Kielich?

Ktoś spytał mnie – i dlaczego zajęło ci 2 lata by to zrozumieć? Dobrze, że tylko tyle, bo niektórzy nie zrozumieli tego przez całe życie. A po drugie ważnym dla mnie jest by Duch Święty wytłumaczył mi to, nie jesteśmy prowadzeni przez ludzi, a przez Boga. Ludzie pomagają rozumieć, ale słowo ma przyjść od Boga.

Od 9 miesięcy mamy na każdym spotkaniu Wieczerzę. Słyszę od ludzi, jak mocno czują dotyk łaski za każdym razem kiedy przystępują do stołu. Czują się wypełnieni Duchem i przezywają obecność Jezusa. Tak jak w drodze do Emaus. W momencie kiedy Jezus złamał chleb z uczniami, zniknął, a im otworzyły się oczy i poznali Jezusa.

Przychodzimy do kościoła każdy z własnymi troskami, ale kiedy jest łamany chleb, to otwierają sie nam oczy. Zaczynamy widzieć Jezusa, a przestajemy widzieć problemy i troski i szarą rzeczywistość. A kiedy widzimy Jezusa przemieniamy się w ten sam obraz.

Przywódca jest sługą. Inny punkt widzenia.

Prawdziwy lider powinien być sługą. Tęsknimy za takimi ludźmi. Wzorem przywództwa był Jezus. Pełny mocy, a jednocześnie myjący nogi. Nie dał sie obwołać królem. Uciekł. Nie potrzebował ludzkiej promocji, bo królem był. Prawdziwym. Umył nogi uczniom, jak niewolnik, bo to było zadaniem niewolników wówczas. I taka postawa mnie zachwyca. Mycie nóg w tamtych czasach było znakiem najwyższej gościnności. Jesteś tak dla mnie ważnym gościem, że pokazuję to przez mycie twoich zmęczonych i zakurzonych stóp. Nie było to niczym ekstrawaganckim w tych czasach. Dość zwyczajna czynność, tak jak dzisiaj wzięcie kurtki od gościa, nakarmienie. I jeśli jest bardzo zmęczony zabranie do pokoju i położenia na kanapę, póki gospodarz przygotuje obiad. Tutaj nasze pojmowanie służby kończy się. Jest duzo więcej, czym wielcy prorocy służyli.

Jezus będąc wielkim, stawał twarzą w twarz w dyskusji z wielkimi tego swiata. Stawał w obronie ucisnionych przez religię i politykę. Konfrontował obłudę faryzeuszów, którzy krytykowali uzdrowienie i podniesienie biedaków. Wejście do wysokich gabinetów jest większa służbą, niż umycie nóg. Nie każdy może wejść z odwagą w gabinety władzy, tak jak Jezus Nazareński czy Paweł z Tarsu. Ale każdy może umyć nogi. Prorocze przywództwo powinno mieć moc stanąć w imieniu słabszych przed królami i namiestnikami.

A my często sprowadzamy służenie takich ludzi do pozycji „podaj, przynieś, pozamiataj”. Każdy tak potrafi, ale nie każdy ma pozycję, autorytet i władzę, by skutecznie stanąć przed wielkimi tego świata.

Elizeusz kiedyś zaproponował taką usługę. (2 Królewska 4;11-13) „Pewnego razu, gdy znów tam zaszedł i zatrzymał się w izdebce, aby odpocząć, 12. rzekł do swojego sługi Gehaziego: Zawołaj tę Szunamitkę. A gdy ją zawołał, ona stanęła przed nim.
13. Rzekł jeszcze do niego: Powiedz jej: Oto sprawiłaś sobie z powodu nas cały ten kłopot, co można dla ciebie uczynić? Czy można wstawić się za tobą do króla lub do dowódcy wojsk?…”
Prorok, szanowany przez ludzi, był szanowany i przez dowódców. Kiedy naród szanuje swoich prorokow, to wieść o tym szacunku dociera i do królów. To daje władzę, by stanąć w imieniu narodu przed królem i służyć swoim autorytetem. Zamiatać potrafi każdy, nie każdy potrafi odważnie i skutecznie stanąć przed królem.

Mieliśmy pewną sytuację. Kiedy z wojny rosyjsko – ukraińskiej zaczęły przybywać uchodźcy, nikt nie był zainteresowany i przygotowany na ich obecnośc. UE nie potępiła Rosji, a wsparcia dla ofiar agresji tej że Rosji, też nie przygotowała. Odczułem taki stan rzeczy, kiedy poszliśmy z żoną do takiego ośrodka. Wszędzie zamykali przed nami drzwi. To znaczy chcieli zamknąć. Kilkakrotnie. Chciałem już rezygnować. I tu postanowiłem, że będę sługą. Użyje swego autorytetu, jako pastora prawnej i liczącej się denominacji w RP, a żona jako fundator z fundacji pomoże mi. Trzeba było mieć odwagę i nie bać się, ze mogę zostać poniżony przez rożnych dyrektorów.

Ochroniarz w ośrodku zamknął przede mną drzwi dyrektora, bo nie byłem umówiony. Ale moja noga była na progu i drzwi się nie zamknęły. To oburzyło ochroniarza. A dyrektor z oburzeniem spytał: „Kim pan jest?” Przedstawiłem się i przedstawiłem moja żonę. Kazali nam zwrócić się w tej sprawie do pani Ixinskiej. Spytałem, a kto jest osobą decydująca? Usłyszałem: „Ja”. „- to dlaczego odsyłacie nas?” Drzwi sie otworzyły i zaczęliśmy rozmawiać. W tym dniu uzyskaliśmy wszystkie potrzebne dla nas informacje. To było moje „mycie nóg” utrudzonym. Emocje w nas tak buszowaly i byliśmy tak roztrzęsieni, że długo nie mogliśmy się wyciszyć i odpocząć psychicznie. Myślałem wtedy, że wolałbym odkurzać kościół po nabożeństwie niż załatwiać takie rzeczy. Nikt nie wie, że to jest bardzo trudna część pastorskiej służby. Właśnie służby. Jestem sługą dla tych, kto nie może zrobić tych rzeczy. Bo nie został powołany w pozycję autorytetu.

Margaret Thatcher powiedziała, że gdyby dobry Samarytanin nie miał pieniędzy (środków i możliwości), to nie mógł by zaopiekować się biedakiem, którego znalazł na drodze.

Błędem w narodzie jest to, że wszystkich chcemy sprowadzić do jednego poziomu. Najlepiej takiego, na którym sam jestem. Mentalność postkomunistyczna. Nie rozumiemy tego, że administrowanie jest też służbą. Najgorszym przypadkiem jest taka sytuacja, kiedy sprzataczkę robimy zarządcą, a zarządcę wysyłamy nosić śmieci. Dla równości. By w pychę nie wpadł. Bycie na świeczniku jest bardzo wyczerpującą pozycją. O ile nie używasz tej pozycji dla własnej chwały. Jeśli robisz to dla własnej chwały, to nie poczujesz ciężaru. Ale jeśli chcesz służyć w tej pozycji zaczynasz odczuwać niezmierne zmęczenie. W świecie liderów socjalnych istnieje nawet pojęcie syndromu wypalenia. Zaczyna on pożerać swoją ofiarę po kilku nieudanych projektach. Większość przywódców po takim przeżyciu nie wraca do swej służby. Chwała Bogu za jego łaskę, która mi pomaga wstawać i iść dalej. I szkoda mi tych wszystkich liderów, którzy nie znają Jezusa i nie maja skąd brać siły, by wstawać.

Chce być takim liderem, który i nogi myje i odważnie do królów chodzi.

Ten straszny festiwal.

Za tydzień w Warszawie będzie ewangelizacja na stadionie z Franklinem Graham’em – Festiwal Nadziei. Syn znanego ewangelisty Billyego Grahama przejął schedę po ojcu i prowadzi masowe ewangelizacje na całym świecie. Miliony ludzi usłyszało Ewangelię przez usługę tej rodziny. Ja też w latach 80 usłyszałem od nich wieść o Jezusie, kiedy byłem „zwyczajnym” katolikiem. Usłyszałem i oburzylem się. Nie pamietam co dokładnie mnie zdenerwowało, ale z jego słów wynikało, że nie znam Jezusa. I na dodatek kazał tym, co chcą przyjąć zbawienie wyjść do przodu dla modlitwy. To były czasy moich studiów i totalnej grzesznej wolności. Koleżanka, która chciała wyjść do modlitwy, została zaatakowana przeze mnie, bo według mnie popełniała głupotę, bo zbawienie jest w jedynym i prawdziwym kościele. Wtedy ja sam nie otworzyłem serca dla Jezusa i innym nie dałem. Tego dnia wszyscy poszliśmy do mnie „na chatę”. Piliśmy wódkę i robiliśmy inne grupowe rozpustne rzeczy, ciesząc się „wolnością”. Nie mogę się pochwalić, że uwierzyłem przez służbę Grahama.

Minęły lata i znów Grahamowie mnie dopadli. Znów są w mieście w którym mieszkam i zamierzają zdenerwować ludzi tak jak mnie kiedyś. Ewangelia nie może pozostawić nas obojetnymi. Emocje są gwarantowane zawsze. „Najgorsze” w ewangelii jest to, że Jezus tolerował wszystkie środowiska, oprócz religijnych. Cieżko jest wyrwać kościół z religijnej śpiączki. Ten festiwal daje taką możliwość.

Po pierwsze – możemy zachęcić ludzi w kościele do Ewangelizacji w swoich środowiskach, by mogli zapraszać bliskich na mega wydarzenie z dobra muzyką na światowym poziomie i dobrym przesłaniem. Łatwiej angażować ludzi w kościołach, kiedy dzieje się coś wielkiego.

Po drugie – nasze mniejszosciowe ewangeliczne środowisko ma okazję pokazać się, jako duże i wpływowe środowisko. Na tyle wpływowe, że nawet katolicy będą w tym brać udział. To jest okazja, by pokazać Polsce, że ruch ewangeliczny nie jest marginalnym zjawiskiem i taka okazja szybko się nie powtórzy! Rok temu podczas marszu dla Jezusa moja córka widząc tłum powiedziała z zdziwieniem: „To nas jest tak dużo!” To ją podniosło na duchu. Dla ludzi słabych w wierze jest to ważne i zachęcające.

Słyszałem, że wielu pastorow oburza się, że katolicy są zaangażowani w Festiwal Nadziei. A zwłaszcza to, że księża będą w grupach duszpasterskich razem z protestantami i będą podchodzić do nowozbawionych, by rozmawiać i kierować ich do swoich parafii, a my do swoich. Na pierwszy rzut oka wyglada to strasznie i podstępnie. Ale jest druga strona medalu. To jest Duch Święty. Księża też znajdą się pod jego wpływem! Usłyszą o zbawieniu i będą musieli sobie odpowiedzieć czy są z Jezusem. Na dodatek, kiedy wyjdą by rozmawiać z nowozbawionymi zobaczą autentyczną wiarę i emocje, których nie widują na codzień. Wtedy osoba, która przeżywa właśnie pojednanie się z Jezusem wyczuje czy rozmawia z kimś , kto nadaje na tych samych falach, co ten kaznodzieja protestancki przed chwilą. Wiemy też, że takie masowe Ewangelizacje rzadko napełniają kościoły. Zazwyczaj tylko 10% dociera do wspólnot. A reszta ma zasiane słowo i chodzi z tym ziarnem jeszcze przez kilka lat, aż znów nie spotka na swej drodze kogoś, kto go pociągnie do Jezusa. 14 i 15 czerwca będziemy mieli ogromną akcję siania. Napewno to wyda owoc dla królestwa Bożego.

Ja też o Ulfie parę słów.

Uff ten Ulf. Do Ulfa Ekmana mam dość emocjonalny stosunek. Kiedy byłem wyrzucany ze studiów teologii katolickiej, na 3 miesiące przed ukończeniem studiów, jego książka była dowodem na moją niekatolicką postawę. To pozycja „Wiara, która zwycięża świat”. Jeden z księży-profesorów wymachiwał nią przed kolegium kipiąc oburzeniem, że katolik nie powinien czytać takich rzeczy. Pewien moj znajomy zażartował, że trzeba poprosić Ulfa, by zmusił rektora dać mi dyplom. Domyślam się, że Ulf został przyjęty do katolików z pełnym dobrodziejstwem inwentarza. I w ten sposób jego książki przestały już być potworną herezją. Czyli jeśli już jest nasz, to jego książki nie są złe. Jeśli ktoś nie jest nasz, to wszystko co robi jest złe apriori. Jednak to są stare dzieje, a ja żyję już innymi rzeczami.

Teraz do meritum. Chyba zrozumiałem, co zmusiło Ulfa do takiego kroku. Miedzy innymi. Czytałem wywiad z Ekmanem w fronda.pl i dotknęła mnie ostatnia myśl, którą powiedział – reformacja wprowadziła w swoje kościoły „rozwodnioną eklezjologię”. Według Ekmana właśnie kościół katolicki zachował właściwą eklezjologię. Muszę przyznać, że coś w tym jest. Tylko nie jestem przekonany, że w ten sposób trzeba promować tę właśnie naukę.

Eklezjologia (gr. ekklesia – Kościół, logos – słowo, nauka) – nauka o Kościele, nazywana także teologią Kościoła. Twórcą tego terminu jest Angelus Silesius. W ujęciu naukowym oznacza naukę o genezie, istocie, cechach, strukturach, zadaniach i celach Kościoła.

Mówiąc po ludzku, jest to nauczanie o ważności kościoła. Katolicyzm jest w tym mocny. Widać to w praktyce tego kościoła. Oni na tyle rozumieją ważność kościoła, że potrafią łączyć w sobie cały wachlarz najróżniejszych poglądów wewnątrz jednej denominacji. U protestantów jest inaczej. Wystarczy, że pare osób uwierzy bardziej w drugą połowę wersetu, niż wierzy jego zbór (czyli w pierwszą połowę) – od razu ogłaszają powstanie nowego, lepszego Kościoła, o nazwie „Mam najlepszą doktrynę”. Za każdym razem, kiedy to się dzieje, wpływ kościoła na społeczeństwo słabnie, bo mniejszy może mniej.

Dzięki eklezjologii katolickiej, u nich udaje sie dyscyplinować księży, nakładać kary, zmuszać do zmian zachowania itd. W zborach często bywa tak, kiedy pastor bywa wychowywany, przez swego biskupa, kończy się to… wiecie czym? Bingo! Założeniem nowego kościoła przez pastora, ktory ucieka przed karą.

W historii kościoła Livets Ort, założonego przez Ekmana, była cała masa takich sytuacji. Nawet niedawno ich ukraiński kościół przeżył taki moment dyscyplinowania pastora. Duży zbór w Doniecku, około 5000 członków. Przyjechała delegacja z Szwecji, by ocenić sytuację i zdyscyplinować pastora, ktory poszedł w niewłaściwym kierunku. Postanowili, że pastor powinien pójść na roczny płatny urlop, a potem wrócić do służby. Ja bym sie ucieszył z takiej propozycji. Nawet bym powiedział, że czekam, by mi ktoś opłacił bujanie się przez rok – tylko ja i moja rodzina, zero telefonów, odpowiedzialności i relacja z Bogiem tylko dla siebie. Nie dlatego, że muszę być przygotowany. Zgadnij czym się skończyła ta historia?
Jesteś bystry! Założeniem nowego kościoła. Cały zbór z niektórymi zborami-córkami ogłosili, że już nie są z Uppsalą. Takie zachowanie jest szkodliwe. Wsród tych, co odeszli, powstanie cała masa ludzi, którzy przestaną szanować jakiekolwiek autorytety. Za jakiś czas przestaną szanować swoich nauczycieli i pastorów i może się to skończyć odejściem od wiary. Znam takie przypadki. Z drugiej strony, liderzy kościoła macierzystego tez przezywają ból i cierpienie. Bo inwestowali siebie w rozwój swego dziecka. A niewdzięczność rani najbardziej. I każde zranienie rodzi choroby i nie wszyscy umieją z tego powstać.

Daleko nie muszę iść bo i na naszym własnym podwórku dzieje się to samo. Przez 15 lat istnienia naszego zboru w ten sposób ogłosiło powstanie „nowych lepszych” kościołów conajmniej 4 grupy „naszych ludzi”. Po latach widzę, że pozostały na poziomie grup domowych, tak jak i byli. A kościół macierzysty poważnie ucierpiał. Zawsze byłem gotów wysyłać misjonarzy i błogosławić na trud Boży. I mamy tez takich. Ale istnieją też tacy, którzy nie przywitają się z Tobą na ulicy.

Katolicy mimo rażących różnic zdań potrafią trwać w jednym kościele. Środowisko radia M jest w jednym kościele z charyzmatykami. To jest fenomen i sukces katolickiej eklezjologii, która w istocie swojej nie jest zła i reformacja powinna była ją zostawić. Nie wylewać dziecka z kąpielą.

Fakt, że protestanci odrzucili eklezjologię świadczy o tym, jak potworne nadużycia miały miejsce w katolicyzmie. I to, że kościół Katolicki zmienił swoje podejście w wielu aspektach i upodobnił się w nauczaniu do protestantów, świadczy o boskim wpływie reformacji na społeczeństwo, że nawet katolicy przyjęli większość tez protestanckich z tamtego okresu.

Nieprzyjemnym jest tylko to, że papież teraz mówi, że niczym się nie różnimy od was, protestantów. Już nie macie przeciwko czemu protestować , trzeba wracać. Tylko mam pytanie. Czy nie prawidłowej by było, że to katolicy powinni się dołączyć niż my wrócić? Protestanci stulecia temu odeszli od prawdziwego potwora, ktory się bal Biblii i mordował szukających Boga. Wierzę, że dzisiejszy Kościół Katolicki to nie ten sam co 500 lat temu. Nie da się wrócić do czegoś czego nie ma już. Oni już są inni. Trzeba by było spotkać się pośrodku. My byśmy wzięli od nich to co tam naprawdę działa. A oni by sie pozbyli resztek niebiblijnych wierzeń i zabobonów, ktore nam poważnie przeszkadzają w pełni ogłosić jedność nauki i wiary z Watykanem. A w następnym konklawe wzięli by udział pastorzy najbardziej wpływowych kościołów i ruchów protestanckich – Billy Graham, Bonnke, Adeboye, a z Polski Hydzik i Bajeński.

A co z Ulfem? Ma prawo. Tam w jego Szwecji katolicy wyglądają jak aniołowie w porównaniu z protestanckimi biskupami-lesbijkami i liberalną teologią. A na naszym gruncie jest to nie na czasie i nie do przyjęcia. Bowiem wiemy jak często „niedzielni katolicy” (a takich jest większość) w Polsce stają się wciąż wrogami ewangelii i odwodzą nowonawroconych od Słowa i Jezusa.

Kobieta czy osąd? Dla liderów.

Kościół jest na tyle silny, na ile jest silny najsłabszy jego członek.
Jeśli najsłabszy nie będzie czuł wsparcia, to odpadnie od wiary, więc nasza podstawową umiejętnością ma być postawa, która niesie wsparcie słabym.
Słabym nazywam kogoś , kto jeszcze nie umie samodzielnie stać w wierze, nie umie podnosić się z upadku, nie wie gdzie szukać pomocy w razie potrzeby itd. Co najbardziej niszczy słabych i nieutwierdzonych?
Słabi w wierze nie umieją dorównać, czy sprostać wymaganiom życia chrześcijańskiego. Przytłacza ich prawo i obowiązki. Jeśli popełnią grzech trafiają pod osąd i wtedy działa śmierć, która odcina ich od Boga.
Rz 5,21 „Aby jako grzech królował ku śmierci, tak też aby łaska królowała przez sprawiedliwość ku żywotowi wiecznemu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego”. BG.
Grzech, jeśli króluje, to prowadzi ku śmierci. Traci się nadzieję, przychodzi apatia, obojętność, niechęć do spraw Bożych. Człowiek pozostaje pod osądem i to nie pozwala mu w radości przyjść do Boga. Myśl o Bogu kojarzy sie z karą, sądem, potępieniem. Jeśli tak wierzy, to przychodzi panowanie śmierci, a ona już nie wypuści z swoich łap.

Taka osoba boi sie przyjść do kościoła, bo nie może sprostać wyzwaniom, którym my, starsi stawiamy czoła. Mamy zasady, walczymy i zapomnieliśmy, co to znaczy pokładać nadzieje w łasce Bożej.

Kiedy pytam osoby, które zniknęły z kościoła, dlaczego ich nie ma, mówią ze sie sie nie nadają. Po głębszym dociekaniu przychodzi zrozumienie. Człowiek popełnił błąd czy grzech i czuje się niegodny, a zwłaszcza w obecności „doskonałych” braci i sióstr. Rozumiemy naukę o łasce , a nie umiemy jej okazywać. A może nie rozumiemy i dlatego nie okazujemy?
Grzech, który, jak myślę, że jest we mnie pobudza do myślenia, że muszę ponieść konsekwencje, prowadzi mnie do panowania śmierci, a smierć mnie już nie wypuści z swoich łap! Wierzący mają wrażliwe sumienie i to jest najtrudniejsze zadanie – chodzić w usprawiedliwieniu. Czyli wierzyć, że Jezus już zapłacił za konsekwencje mojego upadku! Po latach służby zauważyłem, że dla wielu z nas jest to trudne zadanie!
Więc druga połowa wersetu mówi – „tak też aby łaska królowała przez sprawiedliwość ku żywotowi wiecznemu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego.”
Jak doprowadzić wierzacego do królowania łaski? Przez sprawiedliwość. Greka tu mówi „przez usprawiedliwienie”. To znaczy , że mimo grzechu Jezus cię usprawiedliwił i musisz to przyjąć. A jeśli przyjmiesz fakt, źe jesteś usprawiedliwiony, pozwolisz łasce krolować! Podstawowa definicja łaski jest „niezasłużona przychylność”. Zaczynasz mieć przychylność Boga w każdym Twoim działaniu!
Kiedy łaska działa? Wtedy, kiedy uwierzysz, że jesteś usprawiedliwiony. Kiedy wiesz, że usprawiedliwienie, już działa w Twoim życiu? Wtedy, kiedy nie obwiniasz siebie za popełniony czyn, nie masz wyrzutów sumienia, poczucia, że musisz zapłacić za grzech przez ukaranie samego siebie. Większość ludzi jest wrażliwa, noszą winy bardzo długo i w ten sposób odłączają się od łaski. Do łaski doprowadza usprawiedliwienie krzyża! Więc jeśli ktoś żyje w usprawiedliwieniu, to łaska pomaga mu pokonać grzech. To łaska pokonuje grzech, a nie ja sam!
Kiedyś pomagałem mężczyźnie uwolnić sie od pornografii. (:Takich było kilkanastu, więc jesli myslisz, że piszę o Tobie, to się mylisz!). Przychodził do mnie co 2 miesiące z tym grzechem. Modlitwy o uwolnienie, spowiedzi, łzy nie pomagały mu się uwolnić. Nagle spytałem go, a powiedz jak to robisz, jak sie zaczyna ten proces? Zdziwił się mocno i spytał czy ma opowiadać po kolei co ogląda, od czego zaczyna itd? Powiedziałem, że tak. Nie chodziło mi o to, żeby oddać się rozkoszom nieczystej wyobraźni, a znaleźć moment w którym on przyjmuje potępienie i już nie może wyjść z pod wpływu śmierci. Powiedział, że kiedy czyta wiadomości w internecie, czy odbiera pocztę, często pojawia się reklama z nagimi kobietami. Od razu one przykuwają uwagę. Zaczyna działać wyobraźnia i przychodzi przekonanie o grzechu. Popełniłem cudzołóstwo, bo poządliwie patrzyłem na kobietę. W tym momencie puszczają hamulce, już zgrzeszylem, już nie muszę się pilnować, bo muszę najpierw pokutowac i naprawić winę. Przychodzi osąd! Od tego momentu sięga po gorsze wykroczenia! Oto gdzie jest problem – nie kobieta, a osąd jest początkiem upadku. Poradzilem mu, że jeśli znów przypadkiem zobaczy atrakcyjną reklamę bez majtek, podziekuj Bogu za piękno stworzenia i czytaj swoje maile dalej! Nie przyjmuj osądu, bo jesteś usprawiedliwiony cały czas. Usprawiedliwienie nie jest nam potrzebne, kiedy jesteśmy w porządku i czujemy się sprawiedliwi, bo akurat nie grzeszymy. Kiedy wszystko gra, wtedy nie potrzebujemy usprawiedliwienia! Jezus usprawiedliwił nas na taką chwilę jak ta, żebyśmy nie przyjęli osądu za grzech, a potem nie trafili pod władze śmierci. Wiesz co się stało z tym mężczyzna? Pokonał nałóg! Stało sie to 10 lat temu i wciąż służy Bogu.
„Będąc tedy usprawiedliwieni z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa.” Rz 5,1
Uczmy ludzi przyjmować usprawiedliwienie przez wiarę. „Zgrzeszyleś bracie? Nie przejmuj sie, bo masz orędownika, Jezusa, on się wstawia za Tobą, właśnie teraz, kiedy jesteś w bagnie, nie wtedy, kiedy czujesz się święcie. Jeśli wierzysz w Jezusa, to jesteś usprawiedliwiony. Nie ma potępienia dla Ciebie!” Właśnie taka wiara i mowa wprowadza człowieka pod łaskę, która go podnosi! Pokuta gr. metanoia – zmiana myślenia, następuje w momencie, kiedy uświadamiasz że popełniłeś grzech i przez wiarę jesteś usprawiedliwiony!
Grecka biblia mówi o krolowaniu łaski, czyli o jej rządach. Łaska przejmuje panowanie nad Twoim życiem i uzdalnia cię do bycia zwycięskim w życiu.
W kościele powinnismy nieść usprawiedliwienie! Kultura usprawiedliwienia działa wtedy, kiedy nie krytykujemy za błędy, nie plotkujemy o czyichś słabościach, nie wypowidamy się pogardliwie na temat znajomych i nieznajomych, szukamy usprawiedliwienia dla każdej trudnej sytuacji.