Jezus na stadionie.

Jezus na stadionie. Uwielbienie Jezusa w mocy Ducha Świętego na stadionie Narodowym w Warszawie 6 lipca.

Billboardy i reklamy o tym wydarzeniu zjawili sie już w okresie zimowym. Byłem ciekaw co przywiezie charyzmatyczny ksiądz z Ugandy, na koncie którego są nie tylko liczne uzdrowienia, a i wskrzeszenia z martwych. Osobiście nie chciałem tam iść, bo wiedziałem jak to będzie wyglądało. Zabrał mnie tam brat Wojtek, który miał akurat bilet.

Przebieg spotkania był podobny do tych z lat 90 w których aktywnie brałem udział, sluzylem, a nawet przemawialem. Ale była pewna różnica. Dużo mniej mocy Ducha Świętego niż w latach 90. Spróbuje to wyjaśnić.

Ks. John ucząc z Biblii, mówił Biblijnie, nie po katolicku, dobrze sie słuchalo o wierze, słowie Bożym, mocy Ducha. Spytał 60-cio tysięczny tłum: „Kto ma ze sobą Biblię? (Pare osób podniosło rękę) Jeśli nie masz Biblii to nie jesteś prawdziwym katolikiem!” Okazało sie, że to ja byłem prawdziwym katolikiem w tym momencie, bo miałem Biblię. Papierową i elektroniczną. Wcześniej słyszałem, że Bashabora nie ma daru nauczania, i tak było. Mówił o wszystkim po trochu. Trudno było śledzić wątek i robić wnioski. Ale kiedy sie modlił, odczuwalem ruch Ducha Świętego. Słychać było krzyki po całym stadionie uwalnianych ludzi. W oddzielnych pokojach odbywały się ekzorcyzmy i wrzaski zniewolonych czasem było słychać na stadionie.

Chór razem z księdzem, który prowadził to spotkanie śpiewali w językach. Nota bene – ten ksiadz byl pelen Ducha. Ale stadion nie modlił sie w językach. Przynajmniej w tej części, gdzie byliśmy. I tuzauważyłem pierwsza różnice. W latach 90 było tak, że całe zgromadzenie modliło sie w językach i obecność Boza napelniała całe zgromadzenie i potem były masowe uzdrowienia. Wtedy ludzie wstawali z wózków, głusi przychodzili, by świadczyć o uzdrowieniu, a właściciele grubych okularów zaczynali widzieć bez nich. A teraz nic z tych rzeczy. Dosłownie nic! Oczekiwałem, że na koniec spotkania coś sie wydarzy, ale znów nic. Może nie wolno było zapraszać ludzi do świadectw, ale gdyby były uzdrowienia, tłum to tu to tam reagował by radością i okrzykami na jakieś uzdrowienia, bo tak zawsze się dzieje.

Mam swoją teorie na to. W połowie spotkania po 17 zaczęły sie tradycyjne katolickie elementy – msza i adoracja. Ks. John adorowal hostię i wywższał Jezusa w niej i prosił o uzdrowienia w tym momencie Boga. Wypowiedział około 5 proroctw, a reszta czasu było chodzenie z monstrancją i koncentracja na monstrancji, zamiast koncentracji na uwielbieniu niewiadzialnego Jezusa. Bo moc objawia się w niewiadzialnej istocie Boga. Rzymian 1:20-21. W latach 90 były tez elementy katolickie, ale było uwielbienia skierowane do Jezusa na tronie w niebie i Jezus potwierdzał to przez znaki i cuda. Bashabora modlił sie o cuda w ugandyjskich wsiach i musiał ufać samemu Jezusowi, bez oddawania hołdu tradycji, i sama wiara działała. Ale kiedy na stadionie została uwielbiona tradycja, moc odeszła.
Masa tych ludzi była związana w swoich duszach. Ks. John nie poprowadził ich w wolności uwielbienia i modlitwy w językach. Bo wiara mówi! A wokół mnie słyszałem milczenie i moja głośna modlitwa była jakby nie na miejscu. Możliwe, ze ktoś narzucił kontrolę Bashaborze, a może jego hołd tradycji zatrzymał triumfalnie wejście Jezusa do Warszawy w tym dniu. Z drugiej strony widziałem zaciekawienie ludzi tym, co widzieli i dla wielu to było już coś wielkiego. Ale zabrakło najważniejszego! Głoszenie zbawienia w Jezusie i zaproszenia do przyjęcia zbawienia. Brzmiały tylko dziwne myśli, ze już macie zbawienie przez chrzest, i pamiętacie dzień swojego chrztu, a po chwili sie upamiętał i dodał, że to rodzice pamiętają. Odnowa w latach 90 glosiła, źe mimo chrztu, masz wyznac Jezusa Panem całego życia! A tu było, że masz zbawienie, bo rodzice zanieśli Cię do księdza. I wydało się mi, że w tym momencie Duch został zasmucony. Tyle ludzi mogło w tym dniu świadomie wyznac w Jezusie Pana i zbawiciela i ich życie by zostało przemienione, a Pan by potwierdzał to słowo przez cuda. A cudów nie było, bo Jezus nie był głoszony. Była głoszona tradycja, choć Ewangeliczne treści też.

Wyprzedzając ataki protestanckich radykałów odrazu powiem. Bóg chce dotrzeć do katolików i teź używa katolików w tym celu, na tyle na ile oni już sie otworzyli. Bo na podobnych spotkaniach ja się nawrociłem, choć długo jeszcze wierzyłem w bzdury, a Bóg mnie powoli uczył. Łyżką po łyźce. Otóż Bóg tam był i działał na tyle, na ile mu pozwolono. Jezus jest pokorny i oddala się, kiedy go nie chcą. I przybliża się, kiedy szczerze jest szukany.