Za tydzień w Warszawie będzie ewangelizacja na stadionie z Franklinem Graham’em – Festiwal Nadziei. Syn znanego ewangelisty Billyego Grahama przejął schedę po ojcu i prowadzi masowe ewangelizacje na całym świecie. Miliony ludzi usłyszało Ewangelię przez usługę tej rodziny. Ja też w latach 80 usłyszałem od nich wieść o Jezusie, kiedy byłem „zwyczajnym” katolikiem. Usłyszałem i oburzylem się. Nie pamietam co dokładnie mnie zdenerwowało, ale z jego słów wynikało, że nie znam Jezusa. I na dodatek kazał tym, co chcą przyjąć zbawienie wyjść do przodu dla modlitwy. To były czasy moich studiów i totalnej grzesznej wolności. Koleżanka, która chciała wyjść do modlitwy, została zaatakowana przeze mnie, bo według mnie popełniała głupotę, bo zbawienie jest w jedynym i prawdziwym kościele. Wtedy ja sam nie otworzyłem serca dla Jezusa i innym nie dałem. Tego dnia wszyscy poszliśmy do mnie „na chatę”. Piliśmy wódkę i robiliśmy inne grupowe rozpustne rzeczy, ciesząc się „wolnością”. Nie mogę się pochwalić, że uwierzyłem przez służbę Grahama.
Minęły lata i znów Grahamowie mnie dopadli. Znów są w mieście w którym mieszkam i zamierzają zdenerwować ludzi tak jak mnie kiedyś. Ewangelia nie może pozostawić nas obojetnymi. Emocje są gwarantowane zawsze. „Najgorsze” w ewangelii jest to, że Jezus tolerował wszystkie środowiska, oprócz religijnych. Cieżko jest wyrwać kościół z religijnej śpiączki. Ten festiwal daje taką możliwość.
Po pierwsze – możemy zachęcić ludzi w kościele do Ewangelizacji w swoich środowiskach, by mogli zapraszać bliskich na mega wydarzenie z dobra muzyką na światowym poziomie i dobrym przesłaniem. Łatwiej angażować ludzi w kościołach, kiedy dzieje się coś wielkiego.
Po drugie – nasze mniejszosciowe ewangeliczne środowisko ma okazję pokazać się, jako duże i wpływowe środowisko. Na tyle wpływowe, że nawet katolicy będą w tym brać udział. To jest okazja, by pokazać Polsce, że ruch ewangeliczny nie jest marginalnym zjawiskiem i taka okazja szybko się nie powtórzy! Rok temu podczas marszu dla Jezusa moja córka widząc tłum powiedziała z zdziwieniem: „To nas jest tak dużo!” To ją podniosło na duchu. Dla ludzi słabych w wierze jest to ważne i zachęcające.
Słyszałem, że wielu pastorow oburza się, że katolicy są zaangażowani w Festiwal Nadziei. A zwłaszcza to, że księża będą w grupach duszpasterskich razem z protestantami i będą podchodzić do nowozbawionych, by rozmawiać i kierować ich do swoich parafii, a my do swoich. Na pierwszy rzut oka wyglada to strasznie i podstępnie. Ale jest druga strona medalu. To jest Duch Święty. Księża też znajdą się pod jego wpływem! Usłyszą o zbawieniu i będą musieli sobie odpowiedzieć czy są z Jezusem. Na dodatek, kiedy wyjdą by rozmawiać z nowozbawionymi zobaczą autentyczną wiarę i emocje, których nie widują na codzień. Wtedy osoba, która przeżywa właśnie pojednanie się z Jezusem wyczuje czy rozmawia z kimś , kto nadaje na tych samych falach, co ten kaznodzieja protestancki przed chwilą. Wiemy też, że takie masowe Ewangelizacje rzadko napełniają kościoły. Zazwyczaj tylko 10% dociera do wspólnot. A reszta ma zasiane słowo i chodzi z tym ziarnem jeszcze przez kilka lat, aż znów nie spotka na swej drodze kogoś, kto go pociągnie do Jezusa. 14 i 15 czerwca będziemy mieli ogromną akcję siania. Napewno to wyda owoc dla królestwa Bożego.